piątek, 22 maja 2015
Trochę o rośnięciu i nie tylko
Nie tak dawno temu przez kalendarz przewinął się 3 maja, w którym to dniu miała miejsce druga rocznica naszych Zaręczyn. Dziwnym zbiegiem okoliczności było to właśnie święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski - tak samo jak te dwa lata temu ;) Powspominaliśmy sobie z tej okazji tamte chwile, piękne kościerskie lasy i bagienko, przy którym to wszystko się działo.. Było miło.
Cóż, jak na razie łamię stereotyp o mężach, którzy ponoć takich dat nie pamiętają.
No dobra, nie chciałem się chwalić, ale jak już zacząłem, to trudno - pochwalę się w takim razie również naszą plantacją parapetową!
Szczypiorek jest w pudle z Ikei.
Bazylia rośnie sobie w przepołowionej butelce i jakimś pojemniku.
Pomidory w kubkach po jogurcie...
Słowem - podeszliśmy do sprawy fachowo!
Szalone cebule z poczochranymi fryzurami...
Przyjemnie jest patrzeć jak te nasionka zaczynają sobie rosnąć. Zauważyłem, że to wciągające zajęcie - zabawa z doniczkami i ziemią, wysiewanie, podlewanie, wyczekiwanie.. W sumie to już na drugi dzień po wysianiu niecierpliwiłem się, że bazylia jeszcze nie ruszyła ;) Ale za to kiedy zaczęła, to pełną parą...
Powyższe zdjęcia są oczywiście sprzed kilku tygodni, bo kto to widział, żeby tak z marszu wrzucać świeżo zrobione zdjęcia do nowego posta.. Moje zdjęcia są chyba jak te roślinki - potrzebują czasu, żeby "wykiełkować" i się pokazać :)
Po jakimś czasie ogródek wygląda już bujniej:
A to bazylia z pudełka po pikowaniu. Doniczki znowu bardzo fachowe. Wodę butelkowaną pijemy na potęgę, a kontenery na plastiki są często przepełnione.. dlatego grzechem było nie wykorzystać tych butelek :)
Szczypiorek jest konsumowany na bieżąco, a pomidory przesadzone do większych doniczek (jedna to śmietnik z Ikei, druga to wiaderko po kiszonej kapuście - chyba już tak w ramach tradycji nie będziemy używać normalnych doniczek:).
Czekam na bazylię......
A tak poza tym, to od jakiegoś czasu już wiemy, że nasze pierworodne będzie pierworodną. Czyli dziewczynką. Hurrey! Jeśli byłby chłopiec, to moja reakcja byłaby identyczna, nie myślcie sobie.. :) 28 tydzień trwa, brzuszek mojej Najmilszej się zaokrągla, Mała kopie ile wlezie (doprowadzając czasem Kinię do frustracji), a ja... A ja mam nadzieję, że Klementynka (imię robocze) przyzwyczaja się już powoli do mojego głosu - żeby po narodzinach wiedziała, że może zaufać temu brodaczowi obok.
Parę razy nawet śpiewałem jej kołysankę i obiecałem robić to częściej, nawet z gitarą, ale ten plan jeszcze czeka na realizację ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)